Niektórzy porównują wizytę Joe Bidena w Warszawie do przyjazdu Ronalda Reagana do Berlina w 1987 r. Czasy są równie wymagające. Za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, jakiej nie widzieliśmy od 80 lat. Nasz kraj stoi u progu potężnych zmian wywołanych kryzysem humanitarnym i pełzającą stagflacją. Pierwszy raz od dawna pod znakiem zapytania stoi nasz "złoty wiek" nadganiania bogactwa Zachodu. Tylko od nas zależy, czy te przeciwności losu przezwyciężymy, tak jak robiliśmy to wiele razy w swojej historii.Przyjazd Joe Bidena do Polski w tak trudnym dla nas momencie jest symboliczny. Oto przylatuje prezydent kraju, którego nominalny PKB szacowany jest na 23 bln dol. (dane za 2021 r.), co oznacza, że Stany Zjednoczone są największą gospodarkę świata. Jak wskazują analitycy Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu, stanowiąc mniej niż 5 proc. światowej populacji, Amerykanie wypracowują ponad 20 proc. dochodu światowego. Co więcej, USA odpowiadają za 11 proc. globalnego handlu i 35 proc. światowej kapitalizacji giełdowej.Rzeczywiście, nasz miks energetyczny oparty na węglu naraża nas znacznie bardziej na turbulencje związane ze zmianami klimatu, niż inne, bardziej "zielone" kraje. Po wielu zmianach podatkowych, szybujących cenach surowców oraz bardzo ciasnym rynku pracy mogą nas czekać wyższe stopy procentowe, niż wcześniej ktokolwiek mógł się spodziewać.
To wszystko przygasi nasz wzrost gospodarczy. Wpływ samej wojny na Polskę to na razie jedna wielka zagadka i spekulacje, choć ostatnie dane Ifo z Niemiec mówią, że tamtejszy biznes nie ma wątpliwości: "Berlin zmierza ku recesji". To zła wiadomość i dla nas. Słowem, czeka nas trudny czas, w którym rysuje się scenariusz pełzającej stagflacji
Choć nasz PKB jest o wiele mniejszy (ok. 600 mld dol. w 2020 r.), to Polska ma na swoim koncie w zasadzie nieprzerwane pasmo sukcesów doganiania Zachodu. Patrząc na Stary Kontynent, w nieustępliwy sposób nadganiamy zaszłości komunizmu już od 1989 r. Po 6 latach od pierwszych wolnych wyborów PKB na głowę mieszkańca Polski stanowił zaledwie niecałe 45 proc. PKB na głowę mieszkańca Unii Europejskiej. W 2021 r. było to już 77 proc. Skok jest więc niebywały.
I nie chodzi tylko o liczby. Za tą statystyką kryje się wzrost wynagrodzeń, nowoczesna infrastruktura, nowe centra usług wspólnych, nowe fabryki i zakłady. Także instytucje państwowe nam się udały (udało się stworzyć w miarę sprawny aparat publiczny bez oligarchów i systemowej korupcji, co w naszym bloku nie jest tak oczywiste). Choć często brakuje nam spojrzenia na własne państwo w znacznie bardziej "dobrotliwy" sposób, niezaprzeczalne jest, że po prostu daliśmy radę. Wszyscy, wspólnie.